Moje miejsca w internecie

czwartek, 19 czerwca 2014

Najtrudniejszy pierwszy krok :)

Chociaż ten post powinien mieć tytuł....Oooops I did it again ;) Tak byłam w ciąży, która nie należała do najłatwiejszych i tak, owszem UTYŁAM. Czy żałuję, oczywiście, że tak, ale jak tylko przychodzi mi do głowy pomysł, żeby się użalać nad sobą, patrzę na swojego pięknego, zdrowego synka, dla którego leżałam 12 tyg po to żeby mógł się urodzić o czasie i od razu mi przechodzi. Już kiedyś schudłam, zajęło mi to 8 miesięcy, więc czemu niby nie miałabym tego zrobić po raz drugi? Nie mam teraz do zrzucenia tyle co po pierwszej ciąży, ale jednak jest nad czym popracować. Jeśli chodzi o dietę, to z tym trochę ciężko, nie powinnam ograniczać kalorii jakoś drastycznie bo jestem mama karmiąca i wolałabym, żeby Młody rósł zdrowo. Ćwiczenia fizyczne przez długi czas ( od porodu minęły 2 miesiące) miałam zabronione, ciąża skończyła się cesarskim cięciem i tak naprawdę od początku zaczynam walczyć o swoją kondycję, mięśni brzucha nie mam żadnych (fuck), dłuższy spacer na początku kończył się dla mnie masakrycznym bólem wszystkiego. Swoją drogą kobiety, które na własne życzenie decydują się na cc, chyba naprawdę nie wiedzą co je czeka......córkę rodziłam naturalnie i samopoczucie po pierwszym porodzie w porównaniu do drugiego.....niebo, a ziemia. Znieczulenie - masakra, cięcie - masakra, pierwsze wstanie z łóżka po 12h - podwójna masakra. Ale nie wracajmy do przeszłości, pora na teraźniejszość :) Ponieważ Stach skończył już 2 miesiące zaczęłam przyglądać się ćwiczeniom. Mam na swoim komputerze cały katalog z ćwiczeniami przygotowanymi na okres po ciąży, ale okazuje się, że są dla mnie w tej chwili nie osiągalne, więc zamienniki: spacery i orbitrek, który stoi u mnie w dużym pokoju i  powinien mnie motywować do ruchu. Raz już na niego wlazłam, pobiegłam 10 min, ( tyle wytrzymał Staś bez ryku...), prawie ze zmęczenia z niego spadłam  i w sumie dałam sobie spokój. Potem zaczęłam czytać czy trening może wpłynąć na laktację, generalnie szukałam wymówek ;) Ale basta, stop, koniec od wczoraj jesteśmy w Opolu i zimował tutaj mój rower ukochany, popatrzyłam dziś na niego, poprosiłam o napompowanie i po wieczornym karmieniu Stasia wsiadłam na niego, aby w końcu odbyć pierwszą przejażdżkę. Może dystans dupy nie urywa, prędkość osiągnięta też nie, ale wyrzut endorfin - OOOOGGGGROMNY O Matko, było bosko, wiatr we włosach, muchy w zębach, a co najważniejsze, że mój organizm przypomniał sobie jak to jest popracować troszkę.



WRACAM!!! Od dziś :) Jutro znowu pojadę gdzieś rowerem, co zamierzam udokumentować, jeśli
2500 osób miesięcznie ma ochotę zaglądać na mojego bloga, może to kogoś zmotywuje i zacznie ze mną walczyć o siebie :) Za jakiś czas napiszę coś na temat tego co jem, bo dostaję na ten temat mnóstwo maili więc zrobię odpowiedź masową ;) A na koniec troszkę widoczków :)




 Moja różowa kierownica ;)









Brak komentarzy: