Moje miejsca w internecie

sobota, 12 stycznia 2013

Sportowcy nigdy nie zwalniaja przed metą....




 
Minął rok mojej przygody z odchudzaniem, jak patrzę na siebie sprzed 30tu paru kilogramów to się nie poznaję, jest mi wręcz siebie żal czasem...Zostało mi tak naprawdę niewiele do upragnionego celu i 5tki z przodu, ale właśnie to niewiele to jakaś straszna bariera nie do przejścia od kilku (!) miesięcy...Cały czas krążę wokół celu, dietuję dzielnie przez 4dni, a potem...potem nachodzi mnie chęć nagrodzenia siebie, że tak dzielnie wytrzymałam te kilka dni i zjem kilka śliwek suszonych więcej, dokończę za córkę budyń ( przecież to w końcu kilka łyżeczek) nic się nie stanie...a właśnie, że się stanie burzę wszystko co zbudowałam, wprawdzie nie tyję, ale plan rozpędzenia metabolizmu ( o co w końcu chodzi w Gaca System) bierze w d...Miałam wczoraj konsultacje z Anią Całką, którą możecie zobaczyć tutaj: Anna Całka - metamorfoza i powiedziała mi bardzo mądre zdanie, które chyba w końcu dotarło do mojej pustej mózgownicy ;)

 " Sportowcy nigdy nie zwalniają przed metą tylko przyspieszają"

Kurcze! To takie odkrywcze....tyle przebiegłam, tyle się nastarałam, a teraz zamiast rozpędzić się i dokończyć to co zaczęłam w iście zwycięskim stylu to ja się bujam i oszukuje sama siebie, że dobrze jest jak jest. Otóż NIE JEST! Dlatego od momentu pobrania nowej diety gramatura zgadza się co do mikrograma, przerwy między posiłkami równo 4h, co pół h szklanka wody i kurde biegnę dalej. Bo tak naprawdę najszczęśliwsza jestem jak kilogramy spadają, ciuchy robią się za duże na mnie, a ja czuję, że mam kontrolę nad sobą swoim jedzeniem, wyglądem i mogę wszystko ;) Zaraz się odezwą głosy, że "anorektyczne" gadanie mi się włączyło, ale uwierzcie do anorektyczki jest mi bardzo, bardzo daleko ;) Znajomi, rodzina mówią mi, że już wystarczy odchudzania, że będę za chuda itp. ale wiecie co najważniejsze jest jak ja się czuję, a ja się nie czuję jeszcze ze sobą komfortowo, pełna jestem samokrytycyzmu i może to dobrze w końcu podstawa to mieć cel i do niego dążyć. To tyle....będę teraz częściej pisała, nagrywała bo muszę się skoncentrować na czymś innym niż "podjadanie" ;-P

p.s, mój absoluty number one ostatnich dni Jessie Ware 


3 komentarze:

Psik/Emcia pisze...

Święte słowa... Życzę powodzenia :) już wyglądasz przepięknie, dostałaś nową motywację to i cel coraz bliżej :D
Ja na święta poszalałam - przez 4 dni.. kubki smakowe popieszczone, a pięciokilogramowy nadbagaż zgubiony w 4 dni :) teraz grzecznie i do przodu :):)
Pozdrawiam i jeszcze raz powodzenia! :)

Beata pisze...

Ja mam tak samo jak ty Karola.. bujam sie te 3-4kg do wagi "na wyjście" i tak od końca listopada. To bez sensu! To tak jakbym byla 2 metry przed linią mety i zaczęła biegać w kółko ALE jej nie przekraczając-żałosne. Dlatego biorąc twój przykład i hasło motywujące Ani (które pozwolę sobie skopiować na tablicę FB) trzymam się konsekwentnie dietki i treningów. Do usłyszenia. Trzymam kciuki za Ciebie

Unknown pisze...

Oj wiem o czym mówisz Karolinko..ja do swojego celu (nie ustalonego przez Gacę) miałam tylko 4 kg..Trwałam w agonii..byle tylko nie przytyć a spadać nie spadało przez kilka miesięcy..przez podjadanie oczywiście. Potem skończyły się pieniążki i nie mogłam dalej chodzić do klubu..Przez 2 miesiące słodko płynęłam i mam 13 kg do odrobienia(dodam że +8.6kg wpadło po półtorej dnia normalnego jedzenia w małych porcjach). Zebrać się teraz do diety jest ciężko..Kurcze...że człowiek jest taki głupi i słaby.Dokładnie mam jak ty 3-4 dni wzorowo dietuję a potem szwędacz mi się włącza i jadłabym wszystko bez umiaru. Mam nadzieję że ogarnę się jakoś..czego nam wszystkim poczciwie gacującym życzę..
Ps. Zgadzam się z tym by częściej można było coś poczytać na tym blogu..bo to nie tylko odciąga ciebie od podjadania ale jest dla nas bądź co bądź motywacją.Powodzenia życzę